Historia Dagmary
Na raka piersi hormonozależnego zachorowałam w 2008 r. w wieku 28 lat, krótko po moich zaręczynach. Przeszłam mastektomię, chemioterapię, radioterapię oraz hormonoterapię.
Z narzeczonym chcieliśmy mieć dom i trójkę dzieci. Choroba zburzyła te plany, a niestety nikt nie poinformował nas o możliwości zabezpieczenia płodności. Próbowałam dowiedzieć się, czy po leczeniu będę mieć szansę na dzieci, ale nikt nie dawał nam nawet cienia nadziei. Ze wszystkich źródeł słyszałam, że mam zapomnieć o dzieciach, że jeśli nie jestem bezpłodna po chemioterapii, to po hormonoterapii na pewno będę. Od 2010 r. byłam wprowadzona farmakologicznie w stan menopauzy. W listopadzie 2013 roku, podczas kolejnej wizyty u ginekologa, po raz kolejny usłyszałam tę samą mantrę: „Nie ma szans na dzieci, poziom hormonów jest zerowy, zarodek nie ma najmniejszych szans na zagnieżdżenie się w macicy. Proszę rozważyć adopcję”. Ta rozmowa była dla mnie jak gwóźdź do trumny. Pogrzebałam na zawsze myśli o dziecku. Tak bardzo uwierzyłam lekarzowi w tę moją bezpłodność, że odpuściłam wszystko i na początku stycznia dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Lekarze wpadli w przerażenie, sugerowali aborcję, straszyli zagrożeniem życia mojego, dziecka. Straszyli wszystkim, czym się dało. A ja to dziecko pokochałam od drugiej kreski na teście. Czułam, że to jakiś niesamowity cud, w którym uczestniczę.
Moja ciąża była trudna. Nasz synek urodził się w 30-tym tygodniu ciąży, ważył 1000 gr, dostał 7 punktów. Spędził 2 miesiące na oddziale intensywnej terapii noworodka, ale dziś jest zdrowym, radosnym, przeuroczym dzieckiem. Moim Cudem.
W 2017 r. zaczęliśmy myśleć o drugim dziecku. Z jednej strony nie chcieliśmy ze strachu zamknąć się na drugie dziecko, z drugiej strony nie chcieliśmy lekkomyślnie narażać się na nawrót choroby. Na szczęście od 2008 r. sytuacja pacjentów onkologicznych bardzo się zmieniła na lepsze. Powstało wiele fundacji, w tym moja ukochana – Rak’n’Roll. Wygraj Życie! ze swoim programem Boskie Matki. Dzięki temu programowi miałam dostęp do lekarzy, którzy przeanalizowali z nami moją sytuację zdrowotną, wytłumaczyli, że ciąża nie oznacza nawrotu raka. Pod nadzorem lekarzy przerwałam hormonoterapię i zaszłam w kolejną ciążę. Tym razem mój synek dostał 10 punktów. Jest zdrowym chłopcem, tylko bardziej rozrabia niż ten pierwszy. Ja po porodzie wróciłam do hormonoterapii.
Dziś mam 42 lata. Mam dwóch synków w wieku 8 i 4 lat. Wszyscy jesteśmy zdrowi i szczęśliwi.
Kiedy zachorowałam, myślałam, że umrę. Dziś wiem, że rak, to choroba, jak każda inna. Nie oznacza, że się umrze. Można żyć i dzielić się życiem z innymi. Wiem jednak, że dużo łatwiej jest iść przez leczenie kiedy się wie, że nasze marzenia mają szansę się spełnić, dlatego pamiętajcie o tym żeby rozmawiać z lekarzami o zabezpieczaniu płodności przed rozpoczęciem leczenia.
Trzymam kciuki za wszystkich, którzy dziś mierzą się z podobnymi dylematami. Nie bójcie się.